Końcem września do polskich kin trafił dramat przygodowy w reżyserii Baltasara Kormákura Everest. Z jakim skutkiem powiodło się islandczykowi nakręcić materiał inspirowany tragicznymi wydarzeniami z 1996 roku?
Do Himalajów przyjeżdża różnorodna grupa ludzi, którzy zdecydowali się pod przywództwem górskiego przewodnika Roba Halla zdobyć najwyżższy łańcuch górski świata. Między barwnymi postaciami wyprawy znaleźli się: amerykański bogacz, nowozelandzki listonosz, japońska bizneswoman i dziennikarz, ktory pisze artykuł o komercyjncych wspinaczkach na Everest. W zaciszu domowym i głównym obozowisku czekają z nadzieją ich bliscy. Obserwujemy przyjaz ekspedycji do Nepalu, ich aklimatyzację, przygotowania i samo wejście na górę. Wejście, które jest tylko połowicznym sukcesem, ponieważ priorytetem staje się bezpieczny powrót. Na tę espedycję miały wpływ ekstremalne warunki pogodowe i błędne decyzje, które niektórzy przypłacili życiem. Film oprócz rekonstrukcji wydarzeń prezentuje również krytykę komercyjnych wspinaczek na Everest, uchwyca ten okres, w którym bogata kilentela zaczęła płacić wyspecjalizowanym organizacjom za zdobycie Everestu. Do katastrofy przyczyniła się między innymi walka z konkurencyjnymi wyprawami, niedostateczne przygotowanie pod wzglądem fizycznym kilentów oraz przecenianie sytuacji przez samego przewodnika.
Obsada jest ekskluzywna. W filmie zagrali przystojni Jake Gyllenhaal, Josh Brolin, Sam Worthington oraz urocza Keira Knightley. Zaskoczeniem był dla mnie nieznany John Clarke grający rolę Roba Halla, który charyzmą, czułością i dobrocią przypominał mi Robina Williamsa z jego dramatycznych ról. W pozostałych rolach mamy świetne, lecz prawie już zapomniane aktorki Emily Watson (Przełamując fale) i Robin Wright (Jenny z Forresta Gumpa czy aktualnie House of Cards).
Napięcie w filmie stopniowo narasta a widz czeka, kiedy wszystko się posypie. Na koniec, kiedy już zbliża się to co nieurochnne każdy walczy sam za siebie, człowiek walczy z przyrodą, jest skazany na jej łaskę lub niełaskę. Ktoś się podniesie, ktoś inny już nie wstanie. Na Evereście nikt już nic nie ma, na końcu nie jest ważne, kto jakie ma doświadczenie, kondycję czy motywację. Prawdopodobnie dlatego, że film został nakręcony na podstawie prawdziwych wydarzeń, a nie był wymysłem scenarzysty, nie możemy w nim oczekiwać frazesów.
Spośród filmów przygodowych o podobnej tematyce przypomniały mi się takie filmy jak: K2, Vertical Limit i Cliffhangera, jednak żaden z nich nie sięga Everestowi nawet do pięt. W swoim gatunku góruje on nad pozostałymi. Z racji zapierających dech w piersiach ujęć koniecznie należy go obejrzeć na wielkim ekranie. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy tak szybko nie uciekły mi 2 godziny w kinie. Było zupełnie odwrotnie, człowiek chciałby rozciągnąć czas, tak aby dać go bohaterom jak najwięcej na ratunek. Jeżeli podczas długich jesiennych wieczorów pragniecie obejrzeć coś trzymającego w napięciu, wybierzcie Everest a nie jakiś horror. Będziecie trzymać kciuki wspaniałym, świetnie zagranym postaciom, którym szybko odpuścicie to, że zbyt zoufale porwały się na tą najwyższą z gór.
9/10
[mih]
Źródła:
Zdjęcia: http://www.csfd.cz/
Trailer: https://www.youtube.com/watch?v=dOHS-mxn0RQ