Film, który wzbudza wielkie kontrowersje i dzieli Polaków. Czy słusznie? Dzisiaj zarówno dla zwolenników i przeciwników „Kleru” przygotowaliśmy recenzję bez spojlerów.
Jeszcze przed samą premierą film Kler w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego podzielił Polaków na dwa obozy, tych którzy koniecznie muszą go obejrzeć i tych których do kina nawet wołami by nie zaciągnęli. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć ani wielkiego zainteresowania jednych, ani niechęci drugich. Bez zbędnych formalności, przyjrzyjmy się zatem bliżej samemu źródłu sporu.
Reżyserem Kleru jest Wojciech Smarzowski, który został (nie bez powodu) okrzyknięty najważniejszym komentatorem ciemnej strony polskiej rzeczywistości. Ma na swoim koncie takie filmy jak Wołyń, Drogówka, czy Pod Mocnym Aniołem. Jego filmy często wzbudzają mieszane uczucia, od frustracji, do głębokich refleksji. Niewątpliwie jest aktualnie jednym z najlepszych polskich reżyserów. Za swoje produkcje otrzymał aż 43 nagrody i 32 nominacje. Pamiętajmy więc, że nie mamy do czynienia z żadnym amatorem.
Co tu dużo mówić, dobór obsady jest iście gwiazdorski. I od razu, na samym wstępie muszę przyznać, że nigdy nie sądziłam, że aż tak przypadnie mi do gustu Arkadiusz Jakubik w roli księdza Andrzeja Kukuły. Niespecjalnie przepadałam za tym aktorem, czy może raczej za postaciami, które do tej pory odgrywał. W tym filmie zdecydowanie przeszedł sam siebie i zyskał moją sympatię. Naprawdę wielki ukłon w jego stronę! Dalej mamy tu Jacka Braciaka w roli księdza Leszka Lisowskiego, Roberta Więckiewicza jako księdza Tadeusza Trybusa i oczywiście ikonę, jak w filmie, tak w rzeczywistości – Janusza Gajosa jako arcybiskupa Mordowicza. Wszyscy, bez wyjątku wykonali kawał dobrej, aktorskiej roboty. Nie będę przybliżać sylwetek każdej postaci z osobna, ponieważ wówczas najprawodpodobniej dopuściłabym się, prędzej czy później, jakiegoś spojlera. Przejdźmy do tego, co pewnie interesuje wszystkich najbardziej, do fabuły i jej oceny.
Film opowiada o losach trzech księży: Andrzeja Kukuły, Leszka Lisowskiego i Tadeusza Trybusa, którym wiele lat temu cudem udało się przeżyć morderczy pożar. Wielką zasługę miał w tym Leszek Lisowski, który w porę zareagował i wyciągnął kolegów z płomieni. Co roku, w rocznicę tego wydarzenia, wszyscy w trójkę spotykają się by wspólnie świętować swoje przeżycie. Choć z początku może się wydawać, że coś ich ze sobą łączy, wcale tak nie jest. Każdy z nich służy na innym szczeblu hierarchii kościelnej. Różne są również ich problemy.
Trybus jest alkoholikiem, który ma problem z dotrzymaniem celibatu. Zakochał się w jednej ze swoich parafianek i żyje z nią w związku. Kukuła został oskarżony przez lokalnych mieszkańców o pedofilię, zaś Lisowski jest prawą ręką arcybiskupa Mordowicza i usilnie stara się o przeniesienie do Rzymu.
Choć wielu może się ze mną w tej kwestii nie zgodzić, ja jednak jestem zdania, że Kler wcale nie oczernia księży. Wręcz przeciwnie! Oglądając ten film, bardzo wiele rzeczy udało mi się zrozumieć. Nie miał on na celu obrażenia polskich księży. Nie broni ich, ale też nie oskarża. Smarzowski zachował w tym względzie idealną równowagę. Wszyscy, którzy bojkotują, czy wręcz atakują ten film powinni przekonać się sami i zobaczyć film na własne oczy, zanim zdecydują się stanąć po którejś ze stron barykady.
Film nakłania do refleksji i naprawdę wart jest obejrzenia. Jeżeli ktoś oczekuje, że Kler znieważa uczucia religijne wiernych oraz jednoznacznie krytykuje przedstawicieli kościoła katolickiego nie pozostawiając na nich suchej nitki, to się przeliczy. Nic z tego w tym filmie nie będzie miało miejsca. Kler to szansa dla wielu z nas na zobaczenie prawdziwego, wcale złego, lecz właśnie tego zwykłego, ludzkiego oblicza wielu księży.
Polecam ! Moja ocena: 9/10
Chcesz wybrać się do kina na film, ale nie masz, z kim? Zarejestruj się ZA DARMO na naszym portalu randkowym i umów się na pierwszą randkę!
[nk]
Źródła zdjęć: